czwartek, 25 lipca 2013

Co dalej?

Wypadałoby coś napisać, może nie ma tego dużo ale zawsze.
Ciągnąć dalej ostatni post ostatnie 5 frakcji naświetlań udało się zaliczyć w przeciągu tygodnia. Mimo spadku w morfologii do 1080 leukocytów szpik jak się okazuję już po jednym neupogenie zaczął reagować prawidłowo, oznacza to że po jednej dawce "podniosłem" się praktycznie o 12 000 leukocytów co jest wynikiem bardzo dobrym. Reszta wartości krwi była przez cały czas w porządku więc nie było żadnych przeciwwskazań do kontynuacji leczenia. Już przy samej końcówce naświetlań zdał sobie sprawę że jest lepiej niż się spodziewałem. Poza oczywistymi nudnościami praktycznie nic nie dokuczało. Na szczęście od samego początku miałem rozpisane leki p/wymiotne które z początku prawie nie działały ale w tych ostatnich dniach zaczęły prawidłowo funkcjonować. Żadne inne skutki uboczne przynajmniej u mnie nie wystąpiły a mogły to być np. zapalenie płuc, poparzenie lub "spalenie" przełyku, drażniący kaszel itp itd.
Ale jak już wspomniałem- nie wystąpiły i bardzo dobrze.
Cała dawka czyli 1920 cGy rozłożona na 11 frakcji trwających nie dłużej jak 2-3 minuty a potem cały dzionek wolny.
Mi jednak zawsze musi się przytrafić coś niespotykanego, było tak też i tym razem. Na 11 naświetlań 7 razy akcelerator (maszyna do naświetlania) się zaciął. Jak się pod koniec okazało, maszyna miała coś w rodzaju błędu fabrycznego który uniemożliwiał jej po pewnej części naświetlań kontynuację...
W między czasie przyszły też wyniki TK która była robiona przed rozpoczęciem naświetlań. Co prawda wykazał ona jeszcze spore ogniska nowotworowe w rejonie klatki piersiowej, ale brzuch jest czysty i to jest ważniejsze. Dodatkowo mam się też nie przejmować pozostałością bo wyliczenia względem dawki promieni i ilości naświetlań były wyliczane kilkanaście razy.
To tyle jak chodzi o sprawy szpitalne, mogę na chwilę obecną powiedzieć że leczenie zakończone. Niemniej jednak pierwsza wizyta kontrolna ustawiona jest na 22.08.13 a TK kończące i mająca na celu wykazanie ewentualnych pozostałości lub ich braku ustalona jest na 30.08.13

I hope że będzie dobrze :D

niedziela, 7 lipca 2013

Witam i o zdrówko pytam.

          Heja, zapewne wielu z was mnie już znienawidziło za moje lenistwo w sprawie aktualizacji bloga. Na samym wstępie was za to przepraszam ale tak jakoś weny nie miałem. A że teraz chwile wolnego mam to myślę coś wstawię. Przez ostatnie kilka tygodni trochę się nowego podziało więc jedziemy.
          Nie pamiętam dokładnie co było w ostatnim poście ale chyba coś o ostatnim cyklu chemii. ( Sobie sprawdzę...... oooo tak.) Mogę śmiało powiedzieć że 6 cykli chemioterapii zakończone pozytywnie choć nie obyło się początkowo bez komplikacji. Jak tak sobie teraz myślę to ostatnie siedem miechów przeleciało jak pół godziny spędzone przy dobrej grze- czyli po prostu w mgnieniu oka. Zwłaszcza z początku psychika trochę się buntowała ale z czasem, kiedy człowiek oswoi się już z tą myślą nie jest tak źle. Da się to sobie jakoś wytłumaczyć. Ale jakby to tak trwało cały czas że raz to sobie uświadomię a przez resztę czasu jest już spokój byłoby cudownie. Niestety tak dobrze nie ma, co jakiś czas pojawi się znowu głupie rozmyślanie, dlaczego ja? czy sobie zasłużyłem itp. Niemniej jednak są to chwile ulotne i jak nagle się pojawiają tak (przynajmniej u mnie) szybko znikają. Kolejna sprawa to diametralna zmiana fizyki, głównie koordynacji  i kondycji. Koordynacja z tego co wiem i to nie tylko u mnie lekko świruje, mam tutaj na myśli na przykład zwykły bieg. Biegnąc po prostej drodze wywaliłbym się co najmniej 3 razy, po prostu utrzymanie równowagi przy większym wysiłku może być trudne. Ma to bezpośredni wpływ na kondycję, odcinek 200 metrów biegu nie powinien być problemem ale jest i to ogromnym.  Kondycja jest praktycznie zerowa. Szacun i wielki podziw dla tych co podczas chemii mają siłę na ćwiczenia i trening. Pewny jestem że po zakończeniu leczenia wszystko zacznie wracać do normy, także nie ma źle. Jednak wspomnienia z tego okresu czasu raczej nigdy do końca nie zostaną wymazane z pamięci.
             Dobra to tyle o przeszłości, przyszedł czas na teraźniejszość.
Mogę śmiało powiedzieć że z lekka wygrałem los na loterii, bo nie wiem jak inaczej nazwać fakt że spodziewałem się usłyszeć że przede mną 30-40 naświetlań a tu się okazuje że tylko 11. Ale idźmy od początku. Po tygodniu wolnego w domu miałem umówioną rozmowę z nowym lekarzem- radiologiem. Zanim to jednak nastąpiło miałem robioną maskę. Maskę? Tak maskę która zakrywa praktycznie całą twarz i braki.. Ma ona za zadanie chronić głowę przed promieniami. Samo wykonanie maski można zaliczyć do bardzo przyjemnych. Nie jest to nic innego jak nałożenie na głowę czegoś w rodzaju wosku ale w jednym kawałku o grubości może 2mm i kształtu kwadratu. coś takiego nie wiem co to za materiał, ale wiem że gdy jest ciepły zachowuję się jak modelina czyli jest bardzo plastyczny, kiedy ostygnie staje się twardy i odporny na zniekształcenia. Tutaj wyjaśnia się dlaczego ten zabieg jest miły, jest tak ponieważ to tworzywo ma temperaturę 60 stopni kiedy daje się go na twarz i jest to bardzo przyjemne uczucie. U kosmetyczki za coś takiego się płaci a ja miałem za free. Potem w tej masce miałem robiona tomografię ale bez kontrastu więc bardzo przyjemna a potem nie pozostało nic innego jak wizyta u lekarza. Lekarz od samego początku wywarł na mnie bardzo pozytywne wrażenie, jest miły, koleżeński, umie z młodzieżą rozmawiać. Wszystko dokładnie i wyjaśnił, co mi się może dziać ale nie musi. Po krótkiej wizycie nie pozostało już nic innego jak powrót do domu.  Po kolejnych dwóch tygodniach w domu, trzeba było wrócić do szpitala. Tym razem już na dzienny, dzienny którego tak się "bałem" i za wszelką cenę nie chciałem mieć z nim kontaktu okazał się superowym oddziałem. Co mam na myśli? Mam na myśli większy luz, mniej ludzi, brak harmideru, ogólnie mniejszy stres i napięcie. Poza tym na dziennym można sobie wyjść na polko albo do TESCO byle wartości były dobre. W pierwszy dzień pobytu nie miałem jeszcze naświetlań, bo trza to było wszystko dograć. Chodzi tutaj o moje ułożenie na stole, wykierowanie lamp itp itd. Drugiego dnia pierwsze byłem na symulatorze. Jest to maszyna podobna trochę do maszyny wykonującej naświetlania ale jednak jest kilka różnic. Na symulatorze oczywiście w masce pierwsze leżałem przeszło 40 minut, po 30 minutach strasznie zaczął mnie boleć tył głowy bo podpórka pod głowę po tak długim czasie zaczęła się wbijać w głowę i to po prostu bolało. Motywem przewodnim całej akcji na symulatorze jest to aby się nie ruszać, ja jednak nie mogąc wytrzymać już bólu głowy, minimalnie się ruszyłem i wszystko na marne. Musieliśmy zaczynać od początku. Tym razem wszystko poszło trochę sprawnie i w 20 minut było po robocie. Następnym punktem dnia była tomografia komputerowa, która jest standardowo wykonywana po zakończeniu chemioterapii. Potem do późnego popołudnia czas wolny a pod wieczór pierwsze naświetlania. Kiedy położyłem się pod tą maszyną do naświetlań, czekałem aż coś się zacznie dziać. Widziałem tylko że ta maszyna krąży powoli wokół mnie. No ale krąży i nic się nie dzieje, zrobiła może dwa kółka co trwało łącznie może 4 minuty i przychodzi Pani radiolo i mówi: "Dziękuję, to wszytko na dzisiaj". Ja sobie myślę: co sobie jaja robią ze mnie? Więc pytam czy aby na pewno byłem naświetlany a Pani mi odpowiada że tak. Jeszcze przed wyjściem zapytałem czy jest pewna a ona potwierdziła. Więc skończyłem temat. Ale cały czas dawało mi to do myślenia że leżę, leżę i leżę. Nic się nie dzieje i nagle koniec. Następnego dnia rano przekonałem się że jednak coś się tam robić musiało, a to dlatego że od samego rano strasznie mi się chciało wymiotować. Ale była to tylko chęć na szczęście. I tak było do piątego dnia pobytu że nic nie czułem. Tylko rano chciało się wymiotować. Dostaję leki przeciwwymiotne ale nie są one tak skuteczne jak przy chemioterapii. W ostatni dzień czyli piątek miałem robioną morfologię. Niestety spadłem trochę z wartościami, bo z 3600 spadłem do 1300 leukocytów. Z 144000 płytek zleciałem na 96000. Co jeszcze nie jest tragedią, ale nie powinienem dostać naświetlania przy tak niskich wartościach.  Ale jednak dostałem.
              Jutro a w zasadzie dzisiaj jadę znowu na 5 dni, mam nadzieję że przez weekend podniosłem się choć trochę. I że w tym tygodniu dostanę kolejne 5 lampek. Potem zostaną jeszcze tylko dwie.Tak czy siak to by było na tyle.

Dzięki za przeczytanie i kolorowych snów :D

P.S Się trochę rozpisałem, wybaczcie.