środa, 10 kwietnia 2013

I co dalej?

.... dobra jedziemy dalej. Trafiłem w końcu od Pana doktora do poradni pulmonologicznej w Żywcu. Kiedy rejestrowałem się już wiedziałem że rozmowa z lekarzem nie będzie dla mnie przyjemna. A wiedziałem to zaraz po tym jak pan doktor "rzucił okiem" na moje zdjęcie klatki piersiowej i wyglądał w tym momencie jak człowiek grający w straszny labirynt, gdy widzi postać wyskakującym na końcu gry. I tutaj nic nie koloryzuję. Ale myślę sobie tak: " nic co ludzie nie jest im obce". Trochę się uspokoiłem bo akurat chwilę czekałem aż mnie Pan doktor przyjmie. Dobra w końcu wchodzę, siadam na krześle i co mnie od razu uderzyło na wejście to uśmiech na twarzy Pana Doktora który okazał się na serio spoko gościem. Poprosiłem go żeby mi wytłumaczył jak mam patrzeć na to zdjęcie bo na serio, ja tam nic dziwnego nie widziałem Po 5 minutach byłem mądrzejszy o kolejne doświadczenie mianowicie "na co patrzeć na zdjęciach rentgena". Następnie Pan doktor przeprowadził ze mną wywiad polegający na tym że musiałem Mu opowiedzieć jak to się stało że moja płuca są w takim stanie. Pan doktor musiał to wszystko zapisać wiec chwilę to trwało. Kiedy czytał potem to co napisał powiedział jednomyślnie że żyjemy w XXI wieku i że badanie rentgenowskie jest wykonywane na porządku dziennym i że kierowanie na to badanie powinno być w moim posiadaniu już dwa tygodnie po przyjeździe z Litwy, a nie po 3.5 miesiąca. Grunt że w ogóle dostałem to skierowanie. Pan doktor z poradni wykonał następnie kilka telefonów, mających na celu sprawdzenie czy gdziekolwiek w okolicy jest jakieś wolne miejsce dla pacjenta któremu nie wiadomo co jest. Kiedy dowiedziałem się że Pan doktor nie wie co mi jest, powiedziałem Mu że Pani doktor stwierdziła u mnie Krztusiec. To wywołało uśmiech na twarzy Pana doktora, który powiedział że jest to wykluczone patrząc na zdjęcie. Najdziwniejsze w tym wszystkim jest to że mimo zalegające w płucach dużej ilości wydzieliny osłuchowo nigdy nie było niczego słychać. Lecz pozostawała jeszcze jedna sprawa o której nie wspomniałem w poprzednim punkcie- teraz wiem już że był to guz w śródpiersiu. Brzmi to delikatnie mówiąc dziwnie, ale w mojej prawej okolicy mostka miałem tak jakby delikatne wypiętrzenie na początku mi to nie przeszkadzało bo nie zwracałem na to uwagi. Ale z biegiem czasu wypiętrzenie to powiększyło się, nieznacznie ale odczuwalnie. Zauważyłem to pod koniec września na jednej z lekcji WF-u, oczywiście pokazałem to Pani doktor, która po kilku chwilach namysłu stwierdziła że jest to asymetria spowodowana noszeniem plecaka na jednym ramieniu. I tutaj nie zapomnę miny Pani doktór kiedy powiedziałem że plecak ZAWSZĘ noszę na dwóch ramionach, bo jest to dla mnie najwygodniejsze. Poza tym pani doktór stwierdziła że  zmiana ta jest na tyle niewielka że nie wymaga ingerencji lekarskiej. No dobra pomyślałem, ale wypadało by wiedzieć co to jest. Tutaj żałuję że się zapytałem, bo Pani doktor przy pomocy podniesionego tomu i wielkiego oburzenia zaczęła mi wmawiać że to jest UWAGA!!!! kość. W tym momencie zadałem pytanie:  A dlaczego ta "kość" jest po pierwsze na tyle miękka że jak ją mocniej nacisnę to nie się ugina pod naciskiem palca, a po drugie: DLACZEGO JEST TYLKO PO JEDNEJ STRONIE?
Niestety na te pytania odpowiedzi się nie doczekałem. Wracając do poradni pulmonologicznej.... Po kilku telefonach okazało się że jest dla mnie miejsce w klinice w Rabce. Pan doktor z poradni sądząc po ogólnych objawach zasugerował że może to być gruźlica. No i wtedy się nogi podemną ugięły bo zaraz sobie przypominałem jak zmarł Fryderyk Chopin. Wizyta w poradni była w piątek a już w poniedziałek rano miałem być w Rabce. W poniedziałek zostałem przyjęty do Rabki, gdzie trafiłem na izolatkę z podrzeniem gruźlicy. W ten sam dzień miałem robioną spirometrię, czyli badanie pokazujące objętość i pojemność płuc. Oczywiście badanie było wykonywane kilkanaście razy bo płuca były za słabe na wydychanie powietrza z bardzo dużą prędkością. Po około 30 minutach się udało. Następnie około godziny 17:00   [od rana na czczo] miałem robioną tomografię. Powiem szczerzę trochę się bałem tego badania, ale tylko do momentu kiedy badanie się zaczęło. Dopiero podczas badania uświadomiłem że ze mną na serio jest coś nie tak bo nie mogę wstrzymać powietrza na 10 sekund co jest wprost niedopuszczalne w moim wieku. Dobra, po badaniu oczywiście się wymiotować chciało, a to wszystko przez podany mi dożylnie kontrast. Niestety takie procedury, innej drogi niema. Następnego dnia zaplanowane miałem tylko jedno badanie mianowicie bronchoskopia. Jest to badanie polegające na wprowadzeniu rurki do płuc pacjenta na której końcu zamocowana jest kamera ze źródłem światła. Jak powiedzieli tak zrobili, z badania bronchoskopowego pamiętam tylko moment kiedy odlatywałem i potem już przebudzenie. Powiem szczerzę że byłem zdumiony lekiem usypiającym, kilka zaciągnięć słodkim powietrzem i człowiek w kilka sekund traci świadomość. Po 40 minutach już całkowicie wybudzony dowiedziałem się kilku ważnych rzeczy  Pierwsze rzecz jest taka że to nie gruźlica [kamień z serca]. Następna sprawa jest taka że usunięto mi z płuc wydzielinę które było 2.5 litra, tutaj muszę wspomnieć że od tego momentu może oddychać całymi płucami a nie jak do tej pory 1/4. Oraz trzecia sprawa, są już wyniki mojej tomografii. Które jednoznacznie pokazują że mam powiększone węzły chłonne. I że jutro od rana nic ie jem ani nie piję bo czeka mnie zabieg. Polegający na pobraniu wycinka węzła chłonnego w celu zdiagnozowania powodu powiększenia się węzłów chłonnych. Następnego dnia około godziny 11:00 leżałem już na bloku operacyjnym, który nie powiem bardzo mi się podobał. Ale jednak nie chciałbym tam już trafić. Zabieg trwał około 2 godzin ale zanim środki nasenne i morfina przestały działać minęły kolejne 3 godzinki. Obudziłem się już na sali pooperacyjnej gdzie spotkałem kolegę ze szkoły Mateusza Pawlusa którego pozdrawiam :D  Na sali pooperacyjnej leżałem mniej więcej do południa dnia następnego. Wtedy też usłyszałem diagnozę która brzmiała tak: ziarnica złośliwa. Eeeeeee? Panie doktorze a po polsku? A po polsku: Ziarniczy nowotwór złośliwy układu limfatycznego. Moje kolejne słowa: Czyli że rak węzłów chłonnych tak? Pan doktor: Tak.
Wtedy pierwsza jaka mi przyszła do głowy wyglądała następująco "ARE YOU FU***** KIDDING ME?"
Kolejna wiadomość jaką przekazał mi Pan doktor to to że zostaję przeniesiony do Szpitala Dziecięcego w Krakowie gdzie będę leczony.


cdn......A co się działo dalej opiszę rano......

2 komentarze:

  1. Bardzo ładnie to wszystko opisujesz Michałku:)
    Moja sugestia podkreśl ile masz lat bo czytający z pewnością są przekonani, że opisuje to dorosła i bardzo wykształcona osoba- szacun! :)

    Niech Twoje pierwsze posty będą zachętą do szkoleń w diagnostyce nowotworowej (i nie tylko) dla lekarzy pierwszego kontaktu :)

    Do zobaczenia na jedynce;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Michał, 3,5-miesiąca odsyłania to i tak nieźle, ja się leczyłam prawie 3 lata na alergię, bo mnie swędziała skóra. A na koniec zalecono mi wizytę u psychiatry, "bo przecież nie może tak pani swędzieć całe ciało" - powiedział lekarz. Masakra.

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń